niedziela, 16 marca 2014

Rozdział VIII ~I'm the original hybrid. You can't kill me.~

Wszystkie miejsca w których mogłaby być Caroline, zostały już dokładnie przeszukane przez Klausa. Wiedział, że teraz został mu tylko pensjonat Salvatorów, a tam nie miał najmniejszej ochoty zaglądać. Było jeszcze na to za wcześnie. W swoim planie nie przewidywał ujawniania się przed nimi,  nie wcielając w życie swojego planu mającego na celu badaniu specyfiki sobowtórów. Myślał, że wszytko pójdzie łatwo. Miał przeprowadzić tylko kilka eksperymentów, a potem wrócić spokojnie do Nowego Orleanu. Nie przewidział, jednak, że w jego życiu pojawi się ktoś taki jak Caroline. Pełna życia, bystra, czasami nawet impulsywna. Pod tym względem przypominała mu jego samego, chociaż nie wiedział skąd się bierze to przekonanie. Wszystko było by dobrze, gdyby nie Joseph. Dali mu spokój na tak długo. Przez niemal 1000 lat, żył spokojnie i szukał rozwiązania swojego problemu, a kiedy był już tego tak bliski, to sobie o  nim przypomnieli. W duchu, był nawet na siebie trochę zły, że nie starał się bardziej, ale z drugiej strony, wpadł dopiero niedawno na sobowtóry Tati. Teraz nie pozostało mu nic innego jak tylko czekać na następne kroki Josepha.
Pierwotny stanął przed starym budynkiem pensjonatu. Wiedział, że nie będzie miał problemu z wejściem do środka, jako, że Damon był wampirem. Szybkim krokiem przemierzał kolejne pomieszczenia, aż wreszcie ją znalazł. Caroline leżała na łóżku w jednym z pokoi głęboko oddychając. Wyglądała jakby była nieprzytomna, ale po chwili, ku jego zdumieniu otworzyła oczy jakby wyczuła, że ktoś ją obserwuje. Pomieszczenie wypełnił przeraźliwy krzyk dziewczyny, kiedy wystraszona starała się jak najbardziej oddalić od Pierwotnego. W jednej chwili Klaus znalazł się przy niej, nie wiedząc do końca co powinien zrobić w tej sytuacji. Reakcja dziewczyny zupełnie zbiła go z tropu.
-Caroline?- Popatrzył niepewnie na wystraszoną blondynkę. W jej oczach malowała się nienawiść i przerażenie.
-Zostaw mnie w spokoju demonie!- Demonie? Hybryda nie miała pojęcia o co chodzi, ale po Josephie mógł się spodziewać wszystkiego. Chciał coś robić, powiedzieć, ale do pokoju wpadł Damon, a za nim wystraszona Elena. Wampir zatrzymał się w pół kroku, oceniając sytuacje. Krzyki Caroline na pewno go zaniepokoiły. Czujnym wzrokiem przyglądał się przybyszowi, marszcząc brwi.
-Nie wiem kim jesteś, ale lepiej, żeby zaraz cię tu nie było. Zjeżdżaj.- Mimo wszystko Klausa szczerze rozbawiła ta sytuacja. Biedny, nieświadomy Damon nie miał pojęcia z kim zadarł. Gdyby nie obcość Caroline, już dawno nauczył by go pokory.
-Przepraszam, że wpadłem tak bez zapowiedzi. Klaus Mikaelson. Zdaje mi się, że już się wcześniej poznaliśmy.- Skierował wzrok na Elenę i uśmiechnął się uprzejmie.
-Nie obchodzi mnie kim jesteś, ale czego tu szukasz.
-Musiałem sprawdzić czy z Caroline wszystko w porządku.- Mówiąc to zwrócił spojrzenie swoich błękitnych oczu na blondynkę.- Co ci się stało Caroline?- Dziewczyna wyglądała jakby ktoś właśnie wymierzył jej cios w policzek. Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.
-Żartujesz sobie ze mnie?! To wszytko przez ciebie! Co ty mi zrobiłeś potworze?!- Na twarzy Klausa odmalowało się szczere zdziwienie. Nie do końca mógł zrozumieć o co jej chodzi, zwłaszcza, że z relacji Josepha wynikało, że skrzywdził dziewczynę w inny sposób. Nie zwracając uwagi na stojących w drzwiach Damona i Elenę, podszedł powoli do dziewczyny i popatrzył na nią błagalnym wzrokiem.
-Nigdy bym cię nie skrzywdził Caroline. To nie byłem ja.
-Kłamiesz!- Caroline nie mogła się opanować. Jej ciałem zaczynał wstrząsać szloch.- Przez ciebie teraz zamieniam się w to coś!
-W to coś?
-W wampira! Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi. Ty mi to zrobiłeś. Ja nie chcę, nie chcę!- Dziewczyna rozpłakała się na dobre. Klaus bardziej niż kiedykolwiek chciał wziąć ją teraz w ramiona, żeby mogła się wypłakać. Podszedł jeszcze bliżej i przysiadł ostrożnie na jej łóżku. Caroline gwałtownie wciągnęła powietrze i starała się odsunąć, ale za jej plecami wyrosła ściana. Wtedy wszystko wydarzyło się szybko. Damon ruszył nie niego w wampirzym tempie z wyrazem wściekłości na twarzy. Towarzyszył temu krzyk przerażonych dziewczyn. Klaus niczego się nie spodziewał, ale w ostatniej chwili udało mu się odeprzeć atak. Chwycił Damona za koszulę i cisnął nim o przeciwległą ścianę. Rozległ się dźwięk przypominający łamanie kości. Elena podbiegła do ukochanego i próbowała pomóc mu wstać. Podnosząc się na rękach z ziemi i kaszląc, Damon spojrzał z niedowierzaniem na Klausa.
-Kim ty do cholery jesteś?- Na twarz nieznajomego wstąpił szyderczy uśmiech, a zaraz potem podszedł do niego i rzucił mu lekceważące spojrzenie.
-Jestem pierwotną hybrydą. Nie da się mnie zabić.- Po tych słowach, ostatni raz odwrócił się do Caroline posyłając jej przepraszające spojrzenie i zniknął tak nagle jak się pojawił.    


                                            
                                                                          ~*~
Joseph odłożył telefon na biurko i wygodnie rozparł się w fotelu. Wszystko szło zaskakujące dobrze, ale właśnie tego się spodziewał. Rodzina, była zawsze największą słabością Klausa i on doskonale to wiedział. Nie miał tylko pewności, ile znaczy dla niego ta dziewczyna. Na szczęście udało się. Teraz mógł sobie tylko pogratulować sprytu i pomysłowości. Był z siebie niezwykle zadowolony, zwłaszcza, że spełnił życzenie pradziadka. Teraz mógł powoli wdrażać w życie swój plan. Podniósł z blatu szklankę wypełnioną bursztynowym płynem i wlał go w siebie jednym haustem, a potem skierował wzrok na drzwi.-Zapraszam do środka. Nie musisz stać pod drzwiami.- Do pomieszczenia wszedł Jerry rozglądając się pilnie w około.-Nie martw się. Wujka Klausa to nie ma. Jest zbyt zajęty tą blond lalunią o której mi mówiłeś. Swoją drogą nie spodziewałem się po tobie takiego sprytu. Myślałem, że jesteś większym idiotą.- Joseph przyglądał mu się. Bawiło go zakłopotanie tej głupiej hybrydy, a jednocześnie nie dziwił się temu. Zawsze potrafił budzić respekt i wolał sądzić, że osiągnął to samemu, a nie dzięki uderzającemu podobieństwu do otoczonego złą sławą Pierwotnego.-Czy teraz możecie mi już dać spokój?- Joseph popatrzył na niego udając zamyślenie, a potem wstał i stanął tuż przed nim.-Jerry, Jerry, Jerry.- Położył rękę na jego ramieniu w przyjacielskim geście.- To tak nie działa. Wierz mi przyjacielu. Gdybym mógł, nie plątał bym cię w to, ale niestety to nie zależy ode mnie. Są inni, wyżej postawieni, którzy o tym decydują. Przykro mi.- Hybryda patrzyła na niego ogłupiałym wyrazem twarzy, jakby się tego w ogóle nie spodziewał. Potem tylko skinął głową, odwrócił się i wyszedł.   
                                                                                                                        
   
                            
__________________________________________________________
Hej kochani! :D Dodaje nowy rozdział, jak dla mnie za słaby i za krótki, ale nie wiedziałam już co więcej napisać. Wiem jak ma się rozkręcić akcja, ale miałam dość długą przerwę (znowu) za co Was (znowu) przepraszam, no i musze złapać wenę :)Postaram się pisać lepsze notki, bo nie lubię wstawiać czegoś takiego. Pozdrawiam Was serdecznie i jeszcze na koniec chciałabym Wam polecić tego bloga o Klaroline ---> KLIK

sobota, 22 lutego 2014

Rozdział VII ~Family Ties~

Rytmiczne stukanie rozbrzmiewało coraz mocniej i roznosiło się niczym echo przez głowę Carolinę. Walcząc z wracającymi co chwilę napadami bólu głowy, powoli zmusiła się do otworzeni oczu. Z góry spadały na nią krople deszczu, które już po chwili przerodziły się w ulewę. Było jeszcze ciemno, ale słysząc coraz częściej przejeżdżające samochody, dziewczyna zorientowała się, że za chwilę będzie świtać. Deszcz i uderzanie kropel stawało się coraz bardziej natarczywe i Caroline wreszcie, z ogromnym wysiłkiem podźwignęła się na nogi. Lekko zataczającym się krokiem podeszła do auta i z ulgą oparła się o nie. W głowie jej pulsowało, ale nie to było najgorsze. W gardle czuła pieczenie, a głód z każdą chwilą się zwiększał. Wszytko dochodziło do niej jak przez mgłę, bo nie mogła się skupić na niczym innym. Nie miała pojęcia co się z nią dzieje i nie chciała się nad tym zastanawiać. Chciała coś zjeść. Energicznym ruchem odepchnęła się od samochodu i ruszyła w stronę znajdującej się nieopodal parkingu stacji benzynowej, która była czynna całą dobę. Nie było ważne co włoży do ust,bo inaczej nie pożywiła by się w takim miejscu. Dotarcie na miejsce nie zajęło jej dużo czasu, jednak deszcz zdążył zrobić swoje. Przechodząc obok szklanej szyby zatrzymała się jak wryta. Wygląda jak upiór. Jej ubranie było umazane błotem, a po makijażu nie zostało śladu. Całości dopełniała ogromna rana na szyi z której wciąż lała się krew. Mimowolnie wzdrygnęła się i przyłożyła do niej rękę, ze zdziwieniem stwierdzając, że nie odczuwa bólu. Zdezorientowana, na chwilę zapomniała o męczącym ją wciąż głodzie i zmusiła się do przypomnienia sobie wcześniejszych wydarzeń. Była z Eleną z Grillu i trochę wypiły. Rozdzieliły się. Brunetka czekała na Damona, ona ruszyła w stronę parkingu, a potem...
-Klaus.- Dźwięk, który wydobył się z jej ust, w niczym nie przypominał jej głosu. W odbiciu w szybie zobaczyła swoją przerażoną twarz i zaczęła z niepokojem rozglądać się wokoło. Wszystko do niej docierało. Przerażenie, kły, krzyk i niezwykły ból, jakby ktoś rozrywał ją żywcem. To Mikaelson jej to zrobił. Ponownie, zaczęła rozglądać się wokół, czując, że w każdej chwili coś może ją zaatakować. Spanikowana, sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej telefon. Dłoń jej drżała, gdy próbowała wybrać numer Eleny, ale wiedziała, że nie ma do kogo się z tym zwrócić. Jaki był pożytek z tego, że miała matkę policjanta, skoro była wiecznie nieobecna w jej życiu? Po kilku sygnałach w słuchawce rozległ się zdenerwowany głos Damona.
-Caroline, błagam cię. Rozumiem, że jesteś nawalona, ale rozstałyście się zaledwie dwie godziny temu. Elena jeszcze nie zdążyła wytrzeźwieć. Jak na razie śpi.
-Damon, pomóż mi.- W żadnej innej sytuacji nie zmusiłaby się, do poproszenia Salvatora o cokolwiek, ale teraz była za bardzo przerażona. Mężczyzna najwyraźniej usłyszał w jej głosie strach, bo od razu jego nastawienie się zmieniło.
-Co się stało?
-Nie wiem. Boję się Damon. Błagam przyjedź po mnie.- Była bliska płaczu i wiedziała, że już dłużej nie wytrzyma.
-Gdzie jesteś?
-Na parkingu za Grillem.
-Zaraz będę.- Damon rozłączył się i Caroline znowu została sama ze swoim przerażeniem.

                                 

                                                                   ~*~
-Czy ktoś może mi do cholery powiedzieć o co chodzi?!- Klaus szedł rozwścieczony w stronę swojego gabinetu, mijając po drodze leżące na podłodze, martwe ciała hybryd. Za nim biegł przerażony Stuart, wciąż rozglądając się w około. Pierwotny nie miał pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Nagle, jego hybrydy zaczęły znikać, a potem okazało się, że są już martwe. Tylko jedna osoba byłaby zdolna do tak oryginalnego powitania i niestety obawiał się, że to ona za tym wszystkim stoi. Zaklął cicho i przyspieszył kroku. Tyle podróżowania i szukania, tyle myślenia tylko o jednym, tyle zastanawiania się nad rozwiązaniem i wreszcie, kiedy był już taki blisko zakończenia tego wszystkiego musieli sobie o nim przypomnieć.
-Stuart, powiedz mi czy to taki problem powiadomić mnie wcześniej o tym, że w niewyjaśnionych okolicznościach inni znikają?- Klaus przystanął i z impetem chwycił hybrydę za gardło, przyciskając do ściany. Musiał jakoś rozładować napięcie.
-J...Ja... Przepraszam Panie. To nie powinno się zdarzyć.- W oczach mężczyzny widać było śmiertelne przerażenie.
-Jasne, że nie powinno się zdarzyć idioto.Przypomnij mi, co ci powiedziałem, kiedy mianowałem cię "kapitanem straży", mój drogi?
-Módl się, żeby tego nie spieprzyć, bo jeśli tak się stanie to nawet Bóg ci nie pomoże.- Cichy szept, byłby ledwo dosłyszalny dla ludzkiego ucha, ale hybryda nie miała najmniejszego problemu z usłyszeniem słów.
-No widzisz. Stało się, a wiesz dobrze Stuart, że ja nie wybaczam.- Klaus spojrzał mu w oczy i zagłębił rękę w jego klatkę piersiową. Po chwili martwa hybryda osunęła się bezwładnie na ziemie. Pierwotny wytarł rękę w spodnie i pchnął mocno drzwi gabinetu. Wewnątrz panował półmrok i cisza zakłócana tylko przez skwierczenie ognia palącego się w kominku. Ktoś siedział na jego fotelu przy biurku, odwrócony tyłem.
-Pradziadek przesyła pozdrowienia wujaszku.- Ten bardzo znany mu głos sprawił, że stanął jak wryty, bo akurat nie tego się spodziewał.
-Joseph.

                                            

                                                            ~*~
Damon otworzył drzwi i wprowadził do pensjonatu roztrzęsioną Caroline. Jej ubranie było przemoczone i mokre, a z oczu kapały łzy. Od razu podbiegła do nich Elena i z przerażeniem na twarzy, chwyciła przyjaciółkę w ramiona.
-Wszystko dobrze Care?- Odsunęła ją na długość ramion i zaczęła jej się uważnie przyglądać. Roztrzęsiona blondynka oddychała ciężko i nic nie mówiła. Elena zaprowadziła ją do salonu i ostrożnie posadziła na sofie, a sama pobiegła do kuchni z której wróciła po chwili niosąc kubek z parującym płynem.
-Muszę coś zjeść.- Caroline  nie wiedziała co mówi, bo znów zawładnął nią głód. Wstała, przeszła obok Eleny i wpadła do kuchni, przeszukując kolejne szafki w poszukiwaniu czegoś dobrego. Pakowała w siebie wszystko co znalazła. Elena patrzyła na nią z drzwi zupełnie nie wiedząc co zrobić.
-Care? Wszystko w porządku?
-Jestem głodna!- Okropne uczucie nie ustępowało, a co gorsza, teraz pojawiło się coś nowego. Ciągnęło ją do Eleny jakby jej zapach był najlepszym smakołykiem. Odłożyła na blacie paczkę chipsów i zaczęła się przyglądać przyjaciółce w momencie gdy pojawił się za nią Damon. Widząc to, wszedł do pomieszczenia i złapał ją za ramiona.
-Popatrz na mnie.- Caroline nie reagowała zbyt pochłonięta niezwykłym zapachem jaki roztaczał się wokół Eleny. Damon potrząsnął nią mocno.
-Popatrz na mnie do cholery!- Dziewczyna jakby wyrwana z transu spojrzała na niego oszołomiona. Przez dłuższą chwilę jej się przyglądał, a potem nagle, gwałtownie wciągnął powietrze.
-Ona musi coś zjeść.
-Wow. Odkryłeś Amerykę. Od dziesięciu minut nic innego nie robię.
-Nie o tym mówię. Ona musi się pożywić Eleno.- Popatrzył smutno na ukochaną, a ona wydała okrzyk zaskoczenia. Podbiegła do Caroline i przytuliła ją do siebie.
-Tak mi przykro Caroline.
-Ale o co chodzi?- Blondynka czuła, że powoli traci zmysły mając Elene tak blisko siebie. Zatraciła się w jej zapachu.
-Caroline, ty...
-Ja co?- Jej głos był rozmarzony, jakby była w transie, ale nagle coś to przerwało. Damon odciągnął od niej Elene, a ona wyciągnęła ręce w jej stronę chcąc ją zatrzymać i jęknęła cicho.
-Eleno nie widzisz co się z nią dzieje?! Przemieniasz się. Przemieniasz się w wampira Caroline.- Ta informacja z ust Damona podziałała na nią jak kubeł zimnej wody. Nie wiedziała co zrobić. Śmiać się czy płakać?
-Wampirem? Ta jasne. A ty jesteś zmutowanym kosmitą. Daj spokój Damon. To tylko bajki.- Wszystko to wydało jej się śmieszne. Zawsze czuła, że chłopak jej przyjaciółki jest jakiś dziwny, ale wyjeżdżać z takim tekstem.
-Czyżby?- Damon uśmiechnął się chytrze ukazując jej oczom śnieżnobiałe kły. Wszystko z powrotem wróciło. Klaus, kły wbijające się w jej szyje i wysysające z niej życie. Przerażona Caroline cofnęła się i opadła na podłogę szlochając. Damon podszedł do niej i kucnął.
-Musisz się pożywić Caroline.- Zamglone oczy dziewczyny zwróciły się w jego stronę.
-Ja nie chcę. Nie chcę.
-Musisz. Inaczej zginiesz.
-Nie mogę być mordercą. Nie mogę rozumiesz?!- Caroline wstała szybko i spojrzała na Elene.- Nie mogę Eleno.

                                       

                                                                    ~*~
-Co tu robisz?- Klaus dalej stał w drzwiach, ale jego zaskoczenie już minęło. Przybrał obojętny ton głosu i luźną pozę, wyuczoną przez lata prowadzenie trudnych rozmów z wrogami, która i tak nie była teraz potrzebna z uwagi, że przybysz nadal nie odwrócił się w jego stronę.
-Postanowiłem cię odwiedzić. Trzeba wzmacniać więzy rodzinne.
-Nigdy nie byłeś sentymentalny Joseph.
-Ludzie się zmieniają wujaszku.
-Nie mów tak do mnie.-Klaus czuł, że wzbiera w nim złość.
-To nic strasznego. Nie powinieneś się wstydzić swojej rodziny, w końcu tak długo się nie widzieliśmy. Liczyłem na milsze powitanie.
-Sądziłeś, że rzucę cie się w ramiona, po tym jak zabiłeś moje hybrydy?
-Masz na myśli tych idiotów? Gdybyś widział ich miny kiedy wyjmowałem z nich serca. To zaskoczenie. Niesamowite. Byli ci oddani prawda?- Rozbawienie Josepha jeszcze bardziej irytowało Pierwotnego.
-Nic dla mnie nie znaczyli.
-Co do tego nie mam wątpliwości wujku. Ale wiem, kto coś dla ciebie znaczy.- Mężczyzna wstał powoli z fotele i podszedł do Klausa, który poczuł się jakby oglądał własne odbicie w lustrze, kiedy Joseph stanął przed nim. Jego sobowtór uśmiechnął się szeroko z nieukrywanym rozbawieniem.
-Co masz na myśli?- Jak zwykle Klaus czuł się nieswojo patrząc w swoją twarz.
-Zawsze byliśmy podobni.- Klaus uniósł brew w geście niedowierzania podczas gdy Joseph wzruszył tylko ramionami i  podszedł do barku, gdzie nalał sobie whisky.
-Obaj mamy dobry gust i to się nigdy nie zmieni. Swoją drogą, co do wyboru kobiet  też się zgadzamy.- Joseph z satysfakcją zauważył, że na twarz Pierwotnego pojawiło się przez chwilę napięcie.- Urocza blondynka. Ma nieziemskie oczy nie uważasz?- Sobowtór spojrzał na niego rozbawiony.- I to ciało. Po prostu ideał, a do tego dobrze całuje.- Klaus wściekły w jednej chwili przycisnął nim o ścianę. Na jego twarzy malowała się furia.
-Co jej zrobiłeś?!
-Powiedzmy, że sprawiłem, że jej świat stał się piękniejszy. Jest piekielnie dobra,a w dodatku była pijana. Czego więcej chcieć? Przecież nie można pozwolić, żeby takiego ciało się marnowało.
-Ty skurwysynie.- Klaus pchnął go na podłogę i w jednej chwili zniknął. Joseph podźwignął się i usiadł za biurkiem rozbawiony.
-Zawsze wiedziałem, że to ja jestem ten przystojniejszy. Twoje zdrowie wujku.- Uniósł szklankę i wlał jej zawartość w ogień.

                               
_________________________________________________________
Cześć :D
Wreszcie dodaje nowy rozdział, niestety po tak długiej przerwie, dlatego, że miałam ferie i się trochę rozleniwiłam xd Na szczęście już jestem. Wracam z dalszym ciągiem historii Klausa i Caroline. Tak jak Wam pisałam przy ostatniej notce, nie wszystko jest takie, jakie się wydaje. Co do rozdziału, to muszę Wam przyznać, że nie jestem w niego w pełni zadowolona. Wyobrażałam sobie to jakoś inaczej, ale nie wyszło. jak dla mnie to nie trzyma się kupy i jest jakieś denne. Zostawiam Wam ocenę.
Nn za dwa tygodnie :D
Komentujcie :D
Pozdrawiam ~ Annabelle 

sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział VI ~Good night Caroline~

Kolejne dwa dni upłynęły zadziwiająco spokojnie. Klaus znowu się nie odzywał. Caroline już nie mogła się połapać w tych ciągłych zmianach nastroju. Jak normalny facet mógł aż tak bardzo namieszać w jej życiu w przeciągu dwóch tygodni? Poza tym nie miała zamiaru jako pierwsza się z nim skontaktować, bo tym razem to on powinien wyciągnąć rękę. Wiedziała, że muszą wyjaśnić sobie wiele rzeczy, bo chociaż minęły te dwa dni, dla Caroline nie wszystko było jeszcze jasne.
-Znowu o nim myślisz.- Elena spojrzała na nią rozbawiona. Siedziały w Grillu omawiając sprawy związane z ich dalszą nauką w collegu, ale Caroline nie mogła się skupić.
-Wcale nie. Wydaje ci się.
-Zawsze kiedy o nim myślisz, jesteś nieobecna i masz rozmarzone spojrzenie. Nie ukryjesz tego przede mną Caroline. Zbyt długo się znamy, a ja potrafię rozpoznać kiedy ktoś jest zakochany.- Elena spojrzała na nią wymownie, a blondynka poczerwieniała.
-Nie jestem w nim zakochana. Mam ci przypomnieć jak było z tobą i Damonem?- Obie dobrze pamiętały dziwne zachowanie Eleny, kiedy po uszy zauroczyła się w starszym o 6 lat mężczyźnie, który nie miał w mieście dość dobrej reputacji. W okół niego kręciło się wielu podejrzanych typków, ale on okazał się być zupełnie inny. Przynajmniej tą wersję znała Caroline, bo dla Eleny było to coś więcej. Jej świat całkowicie się zmienił za sprawą tego błękitnookiego anioła. Chociaż poprawniejszym określeniem byłby diabeł. Mimo wszystko wolała nie wciągać Caroline do tego niebezpiecznego świata, gdzie nic nie jest normalne. Oczywiście co jakiś czas pojawiały się wątpliwości.
-Oj przestać. Ja i Damon to coś innego. Ty za to możesz przeżyć coś niesamowitego. Co z tobą dziewczyno? Spotkałaś nieziemskiego gościa w dodatku bogatego i jak widać zakochanego, a ty masz jeszcze wątpliwości?! Powiedziałam ci to już kilka dni temu, ale powtórzę. Trzymaj się go, bo taka szansa może się nie zdarzyć drugi raz! Dobrze ci radze. Ja już mam Damona, ale wszystko przed tobą.- Caroline uderzyły te słowa. Wiedziała, że to prawda. Musiała się tylko z nią oswoić.
-Może i masz racje. Powinnam się z nim spotkać i wszytko sobie wyjaśnić.
-No widzisz. To nie było takie trudne. Chyba powinnam zostać psychologiem.- Elena udała, że głęboko nad czymś rozmyśla.
-Ty psychologiem?! Możesz być co najwyżej pacjentem.- Obie dziewczyny popatrzyły na siebie i wybuchnęły śmiechem.

                        

                                           ~*~
Caroline stała przed ogromnymi, białymi drzwiami, za którymi znajdowała się prawdopodobnie najbardziej niesamowita osoba jaką w życiu spotkała. Wciąż się wahała. Nie była pewna, czy jeśli przekroczy ten próg, będzie w stanie wrócić do swojego normalnego, nudnego życia. Powoli zaczęła się wycofywać. Bardzo dużo kosztowało ją przezwyciężeni strachu i przyjazd tutaj, ale najgorsze było dopiero przed nią. Okazało się, że jednak udało jej się tu trafić, bo zapamiętała drogę, ale przekroczenie tych drzwi wydawało się niemożliwe. Caroline odwróciła się i chciała odejść, ale zebrała się na odwagę i zapukała. Całej tej sytuacji w okna na górze przyglądał się Klaus. Sprawiało mu przyjemność, że mógł patrzeć na jej twarz, przez którą, w tak krótkim czasie przelało się tyle uczuć. Wiedział, że to on je spowodował i bynajmniej nie był z tego powodu zmieszany. Cieszył się, że udało mu się, aż tak namieszać. Powoli odłożył szklaneczkę whisky na stolik i zszedł na dół. Był pewien, że nikt go nie uprzedzi, bo Rebekah postanowiła skorzystać z okazji, że Elijah leci do Nowego Orleanu i sama wybrała się na ogromne zakupy w Paryżu. Swoją drogą Pierwotny w ogóle nie rozumiał idei zakupów. Co w tym takiego było, że trzeba było lecieć, aż do Paryża, żeby kupić kilka ciuchów, które później i tak wylądują na śmieciach. To była jedna z niewielu rzeczy, których w przeciągu swojego ponad tysiącletniego życia, nie zrozumiał. Uśmiechnął się sam do siebie i z zadowoleniem na twarzy, otworzył drzwi.
-Caroline.- Wskazał ręką żeby weszła, a ona nieśpieszne przekroczyła próg. Znów widział na jej twarzy głębokie zastanowienie, ale zniknęło gdy znalazła się już w willi. Pokonali korytarz i znaleźli się w przestronnym, nowoczesnym salonie. Było to chyba drugie, zaraz po gabinecie, ulubione pomieszczenie Klausa. Mieszały się tu klasyczność i nowoczesność. Caroline niesamowicie pasowała do tego wnętrza i jakby je rozjaśniała.
-Co cię sprowadza?- Dziewczyna wyglądała na zmieszaną, ale po chwili opanowała się i mówiła pewnym siebie głosem.
-Wydaje mi się, że musimy porozmawiać. Trochę dużo się ostatnio zdarzyło, a ja nie ukrywam sporu rzeczy nie rozumiem. Właściwie to nic o tobie nie wiem i wydaje mi się, że wszystko dzieje się za szybko. Pojawiłeś się nagle, potem ja się upiłam, nie widziałam czy to wykorzystałeś czy nie, potem jak gdyby nigdy nic mnie pocałowałeś, ja uciekłam, powiedziałeś jasno, że coś do mnie czujesz, chociaż poznaliśmy my się zaledwie tydzień wcześniej i potem...
-Caroline.
-Potem ja nie wiedziałam co zrobić i od kilku dni...
-Caroline.- Klaus ponowił próbę przerwania jej, bo chociaż nie za wiele zrozumiał z tego wywodu, wpatrzony w jej twarz, kilka zdań zapisało się w jego pamięci i wiedział, że dziewczyna zasługuje na wyjaśnienie.
-Tak?- Blondynka wreszcie opamiętała się i wpatrywała się w niego speszona.
-Przepraszam my love, że ci przerwałem, ale bałem się, że zapomnisz oddychać. Uspokój się i mnie wysłuchaj. Postaram się wszystko ci wytłumaczyć.- Caroline spojrzała w jego twarz, trochę zdziwiona określeniem jakiego użył, ale nie odezwała się.
-Zdaję sobie sprawę, że wszystko dzieje się szybko. Przyjechałem do Mystic Falls zaledwie dwa tygodnie temu i wtedy spotkałem ciebie. Mogę ci zaręczyć, że do niczego pomiędzy nami jeszcze nie doszło. No może poza pocałunkami, ale w tej kwestii wydaje mi się, że nie jesteś na mnie zła.- Uśmiechnął się do niej łobuzersko i kontynuował.- Jeśli chodzi o to co ci powiedziałem, to jest to szczera prawda i zapewniam, że będziemy razem prędzej czy później. Teraz, jak na razie nie musisz się niczym przejmować. Postaram się nie naciskać, bo wiem, że musisz sobie to wszystko poukładać w głowie. Masz jakieś pytania?
-Właściwie tak. Dlaczego przyjechałeś do Mystic Falls i jakie masz podstawy, żeby uważać, że będziemy razem? Co miało w ogóle znaczyć, że do niczego jeszcze między nami nie doszło?!- Tym razem to Klaus wydał się zmieszany tymi pytaniami.
-Do Mystic Falls przyjechałem w interesach. A pozostałe dwie sprawy. No cóż...- Klaus przysunął się do niej tak blisko, że ich twarze niemal się stykały.- Jest między nami chemia Caroline. Nie potrafimy trzymać się od siebie z daleka, niezależnie jak bardzo byśmy chcieli. Prędzej czy później coś będzie między nami i oboje to wiemy. Musisz się po prostu z tym pogodzić słońce.- Caroline czuła na twarzy jego ciepły oddech, gdy szeptał w jej stronę te słowa. Siedziała jak zahipnotyzowana wpatrując się na zmianę w jego oczy i usta.
-No. To skoro sobie już wszystko wyjaśniliśmy wybacz, ale muszę wyjść.- Czar prysł w jednej chwili. Caroline otrząsnęła się i wstała. Wyszła z rezydencji Mikaelsonów pełna nowych wątpliwości i jeszcze bardziej pewna, że nie łatwo jej będzie się z tego wyplątać.

         \

                                                ~*~
-Nie wiem co o tym wszystkim myśleć.- Caroline znowu siedziała w Grillu z Eleną. Swoją drogą to była już niemal tradycja. Zawsze gdy w życiu którejś z nich działo się coś ważnego, spotykały się i rozmawiały. Były dla siebie jak siostry. Niezależnie kiedy, któraś potrzebowała pomocy, zawsze zjawiała się przyjaciółka. Elena miała dziś pełne ręce roboty. Już drugi raz Caroline zadzwoniła do niej przerywając wspólne spędzanie czasu z Damonem, ale słysząc jak bardzo jest zdezorientowana, Elena nie mogła jej odmówić.
-Wiesz co ja o tym myślę. Napij się.- Brunetka uśmiechnęła się szeroko i zawołała kelnerkę.

                 

                                                ~*~
-Ostatnio coraz częściej się nam to zdarza. Myślisz, że to już nałóg.- Caroline wpatrywała się w swoją szklaneczkę wypełnioną bursztynowym płynem i mieszała go w powietrzu, rytmicznie obracając naczyniem. Nie słysząc odpowiedzi ze strony przyjaciółki, wzruszyła ramionami i jednych haustem wlała w siebie całą zawartość.
-Nie przejmuj się. Mówię ci lepiej się po tym myśli. Sama powiedz. Przejmujesz się czymś teraz?
-Nie.
-Myślisz o Klausie?
-Nie.
-Zastanawiasz się co by było gdyby...?
-Nie.
-No więc widzisz. Wniosek jest prosty. Trzeba pić więcej. Kelner!

                 

                                                ~*~
-Chyba nie pojedziesz autem?- Elena wstawiona podobnie jak przyjaciółka czekała na Damona, który lada chwila miał się pojawić.
-Nie no co ty. Alkohol jeszcze nie wypalił mi do końca mózgu. Wezmę tylko z samochodu torebkę i się przejdę.
-Na pewno? Możesz się wywrócić- Obie dziewczyny zaczęły się śmiać, ale Caroline już oderwała się od słupka o który się opierały i chwiejnym krokiem ruszyła w stronę parkingu za barem.
-Uważaj na siebie. A i pamiętaj. Nie rozmawiaj z nieznajomymi.
-Dobrze mamo Eleno. Czekaj już na swojego księcia tylko trzymaj równowagę.
-Na razie.- Caroline zniknęła z pola widzenia panny Gilbert. Szła spokojnie w stronę auta, które samotnie stało na opustoszałym już parkingu. W sumie nie było się czemu dziwić. Było już dobrze po trzeciej. Caroline dopadła drzwi w chwili, gdy czuła, że traci już równowagę. Sięgnęła przez drzwi od strony kierowcy na przeciwne siedzenie, gdzie leżała mała czarna torebka. Gdy wreszcie jej dosięgła z trudem wygramoliła się z auta i zamknęła drzwi. Odwróciła się chowając kluczyki do torebki i zderzyła się z kimś. Niepewnie podniosła głowę do góry.
-Przepraszam ja... Klaus. Co ty tu robisz?
-Witaj Caroline.
-Yyyy... Jeśli chodzi o naszą rozmowę to chyba już wszystko sobie wyjaśniliśmy. Wybacz, ale nie myślę dość trzeźwo.- Dziewczyna zachwiała się, ale mężczyzna podtrzymał ją.
-Wydaje mi się, że jednak nie wszystko jest jeszcze jasne.- Caroline popatrzyła na niego zdziwiona, ale nie zdążyła odpowiedzieć, bo zaczął ją całować. Znów poczuła to przyjemne uczucie, ale nie trwało długo. Twarz Klausa w jednej chwili się zmieniła. Pod jego oczami dostrzegła żyłki, a potem śnieżnobiałe kły przegryzły własny nadgarstek i została zmuszona do wypicia czerwonego, metalicznego płynu.
-Dobranoc Caroline.- To były ostatnie słowa jakie usłyszała zanim jej martwe ciało opadło bezwładnie na beton.

                
______________________________________________
No. Nareszcie mogę powiedzieć, że jestem w znacznym stopniu zadowolona z rozdziału. Wszystko mniej więcej trzyma się kupy no i dzieje się. Przynajmniej tak mi się wydaje. Jakie jest wasze zdanie? W tym rozdziale stało się to co nieuniknione, bo nie wyobrażam sobie żeby Caroline cały czas była tylko człowiekiem. Mam nadzieję, że Was zaciekawiłam, bo uchylę rąbka tajemnicy i powiem, że w tym rozdziale nie wszystko jest tak jak się z początku wydaje. Wszytko wyjaśni się już za dwa tygodnie w nn.
Zapraszam do czytania i komentowania. Jeśli macie jakieś pomysły na dalszy ciąg, albo zastrzeżenia piszcie, bo ja też czasem mogłam się w czymś pomylić, przez to, że czytam bardzo dużo opowiadań o "Pamiętnikach" oglądam serial no i po protu wszystko mi się miesza.
Zapraszam na mojego pierwszego bloga ---> KLIK
Pozdrawiam Was serdecznie i liczę na opinie. ~ Annabelle

piątek, 10 stycznia 2014

Rozdział V ~ Dubiousness ~

Przez całą noc Caroline nie mogła zmrużyć oka. Wciąż kręciła się i nie wiedziała co ze sobą zrobić. Powoli mijały kolejne godziny, a gdy zaczęło świtać dziewczyna nie mogąc już dłużej wytrzymać zerwała się z łóżka i udała się do łazienki. Powoli i starannie wykonywała kolejne czynności, chcąc jak najbardziej odwlec moment w którym z braku zajęć będzie musiała zastanowić się nad tym co dzieje się w jej życiu. Po 30 minutach zeszła na dół do kuchni i zrobiła sobie płatki z mlekiem.
-Cześć kochanie.- Do pomieszczenia weszła matka Caroline i jak zwykle pośpiesznie przygotowywała sobie śniadanie. Zawsze tak było. Caroline wiedziała, że u matki najważniejsza jest praca. Zwłaszcza, gdy jej ojciec zniknął nagle w niewyjaśnionych okolicznościach. Z początku dziewczyna nie mogła sobie z tym poradzić, ale z czasem przyzwyczaiła się do tego, że Liz Forbes jest właściwie nieobecna w jej życiu. Mimo wszystko musiała jednak przyznać, że były chwile kiedy bardzo potrzebowała matki, zwłaszcza dziś. Chciała podzielić się z kimś tym wszystkim, usłyszeć jakąś radę, ale w tej sytuacji mogła liczyć tylko na Elenę, bo Bonnie wyjechała na wakacje do babci.
-Dlaczego tak wcześnie wstałaś? Zwykle nie można cię zwlec z łóżka.
-Muszę się dziś spotkać z Eleną. W ogóle mam dużo spraw do załatwienia w mieście.
-To nawet dobrze się składa, bo skoro nie będziesz siedzieć sama w domu, to zostanę trochę dłużej w pracy. Mam masę papierów do uzupełnienia.- No tak. Jak zwykle ta sama śpiewka. Caroline pokręciła głową z niedowierzaniem i przyglądała się jak matka szybko wpycha w siebie kanapkę, a potem podchodzi do niej i całuje w czubek głowy.
-Pa kochanie.- Liz wyszła trzaskając drzwiami i tak tradycji stało się za dość. Caroline znowu została całkiem sama w pustym, wielkim domu. Było jeszcze za wcześnie na umawianie się z Eleną, więc postanowiła pobiegać. Kiedyś robiła to codziennie, ale potem za bardzo pochłonęła jej szkoła. Niestety teraz zostały po tym tylko wspomnienia. Za trzy miesiące miała udać się do collegu. Jeszcze tydzień temu marzyła o tym, żeby ten moment nadszedł jak najszybciej. Chciała wyrwać się z tond jak najdalej od tego wszystkiego. Od Tylera, od matki, od całego nudnego życia w tym głupim miasteczku, ale teraz wszystko się zmieniło. Coś, a raczej ktoś sprawiał, że miała wątpliwość czy wyjazd jest naprawdę konieczny. Ta osoba sprawiała, że ogarniały ją wątpliwości. Teraz chciała być tylko tu- w tym mieście, blisko niego. Caroline nie chciała, żeby to Klaus był powodem dla którego zmienia swoje życie, w ogóle nie chciała, żeby był powodem czegokolwiek.  Dopiero co zakończyła jeden związek i nie zamierzała pakować się w następny. Blondynka szybko pokonała schody i znalazła się w swoim pokoju, gdzie przebrała się szybko i wyszła na pole. Od razu poczuła na skórze przyjemne ciepło. Było jeszcze wcześnie więc powietrze nie zdążyło się jeszcze do końca nagrzać. Wciągnęła głęboko powietrze, rozkoszując się tym pięknie rozpoczynającym się dniem i ruszyła truchtem w stronę parku znajdującego się pół kilometra od jej domu. Po chwili ponownie zatopiła się w myślach i czar pięknego dnia prysł, jak bańka mydlana. Do jej głowy zaczęły wdzierać się jednocześnie wszystkie nieznośne myśli. Po pierwsze Klaus. Na wspomnienie jego wczorajszych słów przechodziły ją przyjemne ciarki. „ Ja zamierzam być twoją ostatnią miłością”. Klaus wypowiedział te słowa z taką pewnością siebie, że Caroline niemal uwierzyła, że to prawda. I jeszcze te pocałunki. Caroline szybko odpędziła ten obraz ze świadomości. Wolała nie wspominać, tego bądź co bądź przyjemnego zdarzenie. Wiedziała, że mogło to by być dla niej niebezpieczne. Teraz skupiła się na kolejnej sprawie. Rodzeństwo Klausa. Elijah od pierwszej chwili wydał jej się godny zaufania, a poza tym przeprosił ją za zachowanie siostry. Rebekah. Ona zdecydowanie była przeciwieństwem brata. Caroline nie wiedziała dlaczego, ale Rebekah przypominała jej bardziej Klausa. Emanowała siłą i pewnością siebie. Jeśli jeszcze kiedyś ich drogi się zejdą, Caroline wiedziała, że nie będzie to łatwe starcie. Teraz pozostał jeszcze Tyler. To była najgorsza sprawa. Wiedziała, że jej chłopak jest dość porywczy i zaborczy, ale nie sądziła, że posunie się do czegoś takiego. Skrzywdził ją, a Caroline już dawno obiecała sobie, że nie pozwoli na to nikomu. Pozostało jej tylko jedno. Wymyślić jak się na nim zemścić.

                      

                                                   ~*~
Klaus siedział za biurkiem wciąż uparcie wpatrując się w ekran telefonu. Czekał na ważny telefon od jednej ze swoich hybryd, chociaż tak naprawdę liczył na to, że Caroline zadzwoni, albo chociaż napisze. Było to niedorzeczne, zwłaszcza, że nawet nie wymienili się numerami. Właśnie. Nie znali nawet swoich numerów, a on zdążył jej już powiedzieć coś takiego. W ogóle co go opętało, żeby zrobić coś takiego. Zachowywał się jak jakiś gówniarz. Dobrze wiedział, że coś takiego może zaszkodzić jego planom. Teraz musiał się skupić przede wszystkim na nich, a nie na amorach. Wściekły na siebie zmiótł ręką papiery znajdujące się na biurku, ale zaraz tego pożałował, bo wśród nich na podłodze pojawił się szkic portretu Caroline narysowany przez niego niedawno. Wpatrzony w niego powoli wstał i podniósł go wciąż nie odrywając wzroku.
-Zdobędę cię nie zależnie od wszystkiego Caroline.- Sam nie wiedział, dlaczego powiedział coś takiego, ale zaraz opanował się słysząc kroki nadchodzącego Elijaha.
-Zakładam bracie, że nie jesteś teraz w zbyt dobrej formie, ale chciałbym z tobą porozmawiać.- Pierwotny wszedł do gabinetu i rozsiadł się w fotelu naprzeciwko biurka.
-Skąd pomysł, że nie jestem w zbyt dobrej formie?
-Po tym pokoju walają się papiery, a poza tym, wczoraj kiedy odwiozłeś Caroline do domu byłeś dziwnie zamyślony. Ca chwile zmienia ci się nastrój. Z grubsza to tyle. Uważasz, że to zbyt małe podstawy by sądzić, że coś jest nie tak?- Elijah popatrzył na niego badawczo, ale Klaus zbyt to tylko śmiechem.
-Nie ma co, powinieneś zostać psychologiem. Powiedz mi o co chodzi?
-Jesteśmy tu od około tygodnia i chyba zanosi się, że zostaniemy jeszcze trochę.- W tym momencie Elijah spojrzał na szkic leżący koło Klausa.- Na pewno miałeś jakieś powody, żeby odwiedzić to miasteczko i jak na razie nie wnikam to, ale przyjechałem za tobą bracie, bo obawiam się, że wpakujesz się w kłopoty.
-Jak zwykle obstawiasz najgorsze. Przejdź do rzeczy.
-Skoro mamy tu zostać, chciałbym, żeby Hayley mogła przyjechać.- Twarz Klausa stężała i widać było, że się nad tym zastanawia.- Wiem, że oboje dużo przeszliście dlatego tym bardziej nie chcę zostawiać jej na tak długo samej. Ona potrzebuje opieki Niklausie. Obiecuję, że postaram się, żebyście nie wchodzili sobie w drogę.- Elijah widząc zbliżającą się klęskę zacisnął pięści.
-Nie wiem czy dobrze się zrozumieliśmy. Ja cię tylko uprzedzam bracie. Niezależnie od tego co postanowisz i tak Hayley tu przyjedzie. Nawet jeśli będziemy musieli zamieszkać gdzie indziej.
-To nie będzie konieczne. Widzę, że już zajęła pierwsze miejsce więc nie będę się z tobą kłócił. Może przyjechać.- Elijah lekko zdziwiony tym spokojnym przyzwoleniem wstał i skierował się w stronę drzwi, ale w progu jeszcze na chwilę przystanął.
-Zawsze będziesz moim bratem Niklausie i nic tego nie zmieni. Mogę kochać Hayley, ale ty też jesteś dla mnie ważny.

                             

                                                             ~*~
-Zostaw to! Przecież wiesz, że to wiekowe księgi. Nie chcę, żebyś je zniszczył.- Davina zaczęła miotać się wokół Jerry’ego, który specjalnie trzymał kartki w górze, tak, że nie mogła ich dosięgnąć.
-Musisz sobie zasłużyć, żeby mieć je z powrotem.
-Zasłużyć?- Popatrzyła na niego pobłażliwie.- Jeśli chcesz zaraz będziesz leżał na ziemi zwijając się z bólu, a ja odzyskam swoją własność.- Uśmiechnęła się do niego chytrze i udała, że skupia się na zaklęciu.
-Dobra, dobra.- Zaczął cofać się z uśmiechem na twarzy.- Masz te swoje wiekowe kartki.- Podał jej je i usiadł przy stole, a Davina wróciła do studiowania księgi. Jerry chwile się jej przyglądał, a potem podszedł do expresu i nalał sobie kawy.
-Powiedz mi po co tak w ogóle tu przyjechaliśmy? Przecież w Orleanie było nam dobrze.- Zapytał o to niby od niechcenia i posłał jej pytające spojrzenie.
-Też tak uważam, ale Klaus. Wiesz przecież, że jak on coś postanowi to musi to zrobić.
-A co go tu ściągnęło?- Przyglądał jej się bacznie, upijając łyki kawy.
-Ma coś do jakiejś Eleny Gilbert. Dokładnie nie wiem o co mu chodzi, ale już jej współczuje.
-Eleny Gilbert? Kim ona jest?
-Nie wiem Jerry. Przestań się tak interesować. To nie nasza sprawa.- Davina podeszła do niego i przyjrzała mu się uważnie.- Może poszlibyśmy gdzieś dzisiaj? Co powiesz na…- Davina nie zdążyła dokończyć zdania, bo telefon Jerry’ego zadzwonił. Mężczyzna spojrzał na ekran i jego twarz przybrała dziwny wyraz.- Przepraszam cię, ale muszę odebrać. To ważny telefon.- Jerry wyszedł szybko z pokoju zostawiając zdziwioną dziewczynę samą. W wampirzym tempie wybiegł z domu i zatrzymał się w bezpiecznej odległości w ostatniej chwili odbierając połączenie.
-Myślałem, że już nie odbierzesz. Co się z tobą dzieje Jerry?- W słuchawce rozległ się rozbawiony, męski głos.
-Przepraszam. Byłem z Daviną.
-Dowiedziałeś się czegoś?
-Udało mi się z niej wyciągnąć tylko, że Klaus ma coś do niejakiej Eleny Gilbert.
-Bardzo dobrze Jerry. Oby tak dalej. Do usłyszenia. – Mężczyzna rozłączył się, a Jerry cały roztrzęsiony odetchnął z ulgą.


                     

                                            ~*~
-Że co zrobiłaś?- Elena patrzyła na Caroline oszołomiona i jednocześnie rozbawiona.- Jesteś pierwszą dziewczyną jaką znam, która po pocałunku z przystojnym gościem ucieka.
-Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne. Przecież wiem, że zachowałam się jak dziecko, ale nie wiedziałam co zrobić. Po prostu byłam oszołomiona. Ta cała akcja z Tylerem, a potem to. I to jeszcze nie koniec.- Elena słysząc to pochyliła się nad stołem, żeby przybliżyć się do Caroline. Spojrzała na nią wyczekująco.
-No? Co jeszcze?
-Spotkałam jego rodzeństwo, jego siostra nazwała mnie zdzirą, on potem znowu mnie pocałował, a na końcu powiedział, że zamierza być moją ostatnią miłością.- Caroline wyrzuciła z siebie ten potok słów i spojrzała na Elenę przez której twarz przechodziły teraz różne emocje jakby to wszystko przetwarzała. Wreszcie po kilkunastu sekundach odezwała się.
-Dziewczyno ty to masz szczęście.
-Słucham?- Caroline była zdziwiona. Sama nie dostrzegała w tym za bardzo nic szczęśliwego.
-Nie rozumiesz?! Poznałaś faceta kilka dni temu, a on już ci mówi, że będziecie razem. Jak w jakimś filmie. Powiem ci tyle. Trzymaj się go dziewczyno, bo druga taka szansa może się nie zdarzyć!

                           
____________________________________________

Hej kochani!
Oto jak obiecałam nowy rozdział. Tym razem trochę mało Klaroline, ale oni też muszą trochę od siebie odpocząć. Na razie wyjaśniam kilka rzeczy no i wiecie już, że z Jerrym coś jest nie tak i niedługo pojawi się Hayley.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba. Co o nim sądzicie? J
Jak zapewne zauważyliście dodałam na bloga chat. :D Jeśli macie jakiekolwiek pytania, wskazówki czy cokolwiek po prostu piszcie. :D
Na końcu chciałabym Wam serdecznie polecić bloga, na którego natknęłam się dziś :D Bardzo fajna historia, mimo, że nie ma nic wspólnego z TVD ani TO. No, może tylko Candice Accola. KLIK

Pozdrawiam Was kochani i liczę, że Wam się spodoba notka :D ~ Annabelle

środa, 25 grudnia 2013

Rozdział IV ~I inted to be your last love~

Klaus stał jak wryty. Pierwszy raz czuł coś takiego. Był jednocześnie wściekły na to, że dziewczyna tak po prostu uciekła, rozczarowany, oszołomiony, a co najdziwniejsze w jakiejś części szczęśliwy, że to wszystko się zdarzyło. Te wszystkie uczucia na raz sprawiały, że nie miał pojęcia co zrobić. Zawsze potrafił poradzić sobie w każdej sytuacji i szybko reagował, ale odkąd za Caroline zamknęły się drzwi czuł się tak jakby stracił jakąś życiową szansę. Odrętwienie trwało zaledwie kilkanaście sekund, ale miał wrażenie, że to wieczność. Wiedział jedno. Nie może pozwolić Caroline teraz odejść.

                  

                                                 ~*~
Caroline wypadła z domu i zaczęła rozglądać się w około. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że tak na prawdę nie ma pojęcia gdzie się znajduje. Gdy Klaus ją tu wiózł nie zwracała zbytnio uwagi na to co się dzieje. Była wtedy zbyt oszołomiona i zamyślona. Teraz stała na rozległym ganku tej pięknej białej willi stojącej na polanie. Wokół rozciągał się gęsty, iglasty las, a dom był otoczony wspaniałym ogrodem. Caroline nie wiedząc gdzie iść, zbiegła po schodkach i ruszyła szybkim krokiem wzdłóż ścieżki prowadzącej na tyły domu. Musiała ochłonąć i przemyśleć sobie to wszytko, a z tego co udało jej się zauważyć Klaus nie pofatygował się za nią. Wiedziała, że to dobrze, ale czuła się z tego powodu trochę zawiedziona. Postanowiła, że za chwilę wróci do domu i poprosi mężczyzne o to żeby podał jej adres pod którym się znajdują. Potem zadzwoni po taksówkę i będzie się starała zapomnieć o tym koszmarnym dniu. Perspektywa spojrzenia Klausowi w oczy po tym wszystkim wydawała jej się co najmniej straszna, ale Caroline nie miała innego wyjścia. Gwałtownie odwróciła się na ścieżce chcąc jak najszybciej wrócić do domu i mieć to już za sobą, ale coś stanęło jej na drodze, a raczej ktoś. Stanęła twarzą w twarz z młodą blondynką w modnym stroju. Kobieta przyglądła się jej uważnie z lekko przekrzywioną głową, a po chwili na jej twarzy pojawił się kpiący uśmieszek.
-Przepraszam. Nie wiedziałam, że ktoś tu jest. Już sobie idę.- Caroline chciała minąć blondynkę, ale ta nie chciała się odsunąć.
-Nie śpiesz się tak kochana. Chyba powinnyśmy porozmawiać. Jesteś kimś z służby czy kolejną zabawką Klausa?- Kobieta powiedziała to z tak nadmierną słodyczą, że Caroline stała oszołomiona nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć. Zabawką? O co jej chodziło? Kim ta kobieta w ogóle była, że mówiła do niej w ten sposób. Caroline już chciała odpowiedzieć coś zgryźliwego, gdy usłyszała kolejny głos.
-Rebekah nie bądź nie miła, to nasz gość.- Oczy obu dziewczyn zwróciły się w stronę śnieżnobiałej altany stojącej nieopodal. Na jednym z krzeseł siedział w niej wysoki, przystojny mężczyzna o ciemnych włosach i nienagannym stroju. Podnosił wzrok znad książki, którą zdaję się przed chwilą studiował. Caroline zastanawiała się jak mogła nie zwrócić uwagi na to, że nie jest sama, gdy mężczyzna wstał i chwilę później znalazł się obok niej.
-Elijah Mikaelson.- Wyciągnął rękę w jej stronę i uśmiechnął się lekko. Caroline odwzajemniła uścisk dłoni.- Zakładam, że to ty jesteś panną Forbes. Niklaus ostatnio dużo o tobie opowiadał.
-Ooo... To zmienia postać rzeczy. Niezwykle miło cię poznać zdziro.- Caroline przeszedł dreszcz gdy usłyszała te słowa, ale nie odważyła się popatrzeć na blondynke.
-Rebekah!- Ton mężczyzny nie znosił sprzeciwu. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, a potem kobieta odwróciła się i odeszła z wściekłą miną rzucając jeszcze na odchodne nienawistne spojrzenie Caroline.
-Bardzo przepraszam za siostrę. Jest dość nie okiełznana. Więc jak? To ty jesteś słynną panną Forbes?
-Caroline.- Uśmiechnęła się i spojrzała w oczy mężczyźnie. Czaiło się w nich zainteresowanie, szczerość i uprzejmość.- A ty jesteś...?
-Elijah. Jestem stareszym bratem Niklausa. Rebekah to nasza siostrzyczka. Ma charakterek, ale nie przejmuj się nią. Po prostu jest zazdrosna.
-Czekaj, czekaj, czekaj... Niklaus to mam rozumieć Klaus? Pierwszy raz słyszę takie imię.
-No coż... Nasi rodzice byli dość staroświeccy.- Na jego twarzy zagościł szczery uśmiech.
-Co miałeś na myśli mówiąc, że Rebekah jest zazdrosna? O mnie?- Caroline musiała przetrawić te wszystkie wiadomości. Nie dość, że Tyler próbował ją dziś zgwałcić, całowała się z Klausem to jeszcze pojawiła się ta dwójka.
-Rebekah ma dość trudny charakter.- Zaczęli przechadzać się po ogrodzie.- Poza tym dużo przeszła. Dopiero dziś wróciała do domu, a pierwsze co usłyszała od Klausa to liczne opowieści o tobie. Zawsze to ona była najważniejsza i teraz trudno jej się przyzwyczaić do tej zmiany ról. W dodatku nie chce nam powiedzieć co działo się z nią przez ostatnie miesiące i trochę się o nią martwimy. Mam nadzieję, że nie masz jej tego za złe.- Z tego całego opowiadania do Caroline doszła tylko część o zmianie ról i o tym, że Klaus cały czas o niej mówi. Powoli zatapiała się w myślach. Nie był jej teraz potrzebny kolejny związek. Dopiero co jej ostatni chłopak okazał się dupkiem. Nie chciała być znów skrzywdzona. Jednocześnie coś w Klausie ją przyciągała. Tajemiczość, namiętność, której zaznała niespełna 15 minut temu w tym domu. Nie potrafiła się od niego odczepić.
-Caroline...? Coś się stało.- Dziewczyna musiała otrząsnąć się z wszystkich myśli i odwróciła się w stronę Elijaha.
-Nie, nie. Wszystko okay. Po prostu miała ciężki dzień i muszę to wszystko przetrawić. Mógłbyś może podać mi adres jaki tu jest? Chciałabym zamówić taksówkę.
-Caroline!- Elijah już miał jej odpowiedzieć, gdy koło domu pojawił się Klaus.

                        

                                                ~*~
Szedł w ich stronę szybkim krokiem, a Caroline stała jak wryta. Jej serce zaczęło bić szybciej, bo nie miała pojęcia czego się po nim spodziewać. Jego twarz nic nie wyrażała.
-Caroline musimy porozmawiać.- Spojrzał na nią niemal błagalnie, ale w jego głosie słychać było pewność siebie. Elijah przyglądał się wszystkiemu z zamyśleniem.
-Obawiam się, że muszę już wracać do domu. Robi się późno, a zanim przyjedzie taksówka minie jeszcze chwilę. Elijah miałeś mi powiedzieć adres.- Odwróciła się w stronę starszego Mikaelsona szczęśliwa, że nie musi już patrzeć w oczy Klausa.
-Och daj spokój Caroline. Odwiozę cię zaraz po tym jak porozmawiamy.
-O czym chcesz rozmawiać?- Dziewczyna zadarła podbródek i posłała mu wyzywające spojrzenie. Elijah dyplomatycznie odszedł pozostawiając im wolną przestrzeń.
-Uwielbiam kiedy się złościsz.- Na twarzy Klausa pojawił się szeroki uśmiech, ale Caroline nie zmieniła nastawienia, chociaż pochlebiało jej to co mówił.
-No więc? O czym chcesz mówić?
-Przestań kochanie. To ja powinienem być na ciebie zły. W jednej chwili całowaliśmy się, a potem ty uciekłaś bez słowa wyjaśnienia. Nie ładnie panno Forbes.- Caroline zmieszana opanowanym tonem jego głosu przyjęła jedyną znaną jej na takie okazję technikę- złość.
-Czego ty właściwie ode mnie chcesz?! Całowaliśmy się, było dobrze, a potem się skończyło. Tyle! Po prostu daliśmy się ponieść emocją.- Zdawało jej się, że na twarzy Klausa pojawiło się coś na kształt zdziwienia, ale nawet jeśli tak było to już zniknęło.
-To nie jest koniec Caroline. To dopiero początek.
-Początek czego? Daj spokój. Po prostu odwieź mnie do domu. Do cholery Klaus przestań ze mną pogrywać! Mam już dość!- W jednej chwili Mikaelson chwycił ją za ramiona i unieruchomił. Złożył na jej ustach pełen namiętności pocałonek. Z wrażenia Caroline, aż zaparło dech w piersiach.
-Możesz kochać Tylera, to on może być twoją pierwszą miłością, ale zapamiętaj jedno. Ja zamierzam być twoją ostatnią miłością.- Caroline oszołomiona tymi słowami dała mu się poprowadzić do auta. Ponownie jak ostatnim razem kiedy z nim jechała w samochodzie panowała cisza i napięcie. Dziewczyna mogła się rozluźnić dopiero po powrocie do domu, chociaż ze względu na dzisiejsze wydarzenia nie było to łatwe.
                              
________________________________________
Hej kochani <3
Oto IV już rozdział. Do dodania go zachęcił mnie szablon, który został zrobiony na bloga. Jak Wam się podoba nowy wygląd? Ja osobiście już go uwielbiam. Dziękuję bardzo Enchanted Luna z iwillcatchyouifyoufallszablony.blogspot.com za tak wspaniale wykonaną pracę. Postanowiłam, że skoro mam już szablon to przydałoby się to uczcić nn. :D
Wiem, że miałam ją dodać w sobotę, ale niestety było trochę zamieszania związanego ze Świętami.
Właśnie. Chciałabym Wam życzyć Wesołych Świąt kochani. Mam nadzieję, że znajdziecie dla mnie trochę cierpliwości jeśli zdaży się tak, że przez dłuższy czas nie dodam notki.
Poza tym jak zauważyliście postanowiłam tytułować rozdziały. Może być? :D
Nie wiedziała dokładnie co pojawi się w tej notce i trochę improwizowałam i wymyślałam wszystko na bierząco, ale wydaje mi się, że wyszło nie najgorzej. Może trochę krótko, ale zawiera dużo ważnych zdarzeń.
Komentujcie i polecjacie bloga :D
Zapraszam też na mojego drugiego bloga ---> KLIK
Pozdrawiam Was kochani i jeszcze raz Wesołych Świąt ~ Annabelle

piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział III

Po tygodniu od feralnego wieczoru w Grillu Caroline cały czas nie mogła przestać o tym wszystkim myśleć. W jej głowie układało się wiele czarnych scenariuszy, ale na szczęście te najgorsze mogła już wykluczyć. Na pewno nie była w ciąży. Niestety nie przekreślało to możliwości, że coś pomiędzy nimi zaszło. Nie widziała Klausa od tygodnia i cieszyła się z tego powodu, ale jakiejś jej cząstce brakowało tego zarozumiałego dupka. I właśnie dlatego była na siebie wściekła. Wmawiała sobie, że była dla niego nic nie znaczącą zabawką, a teraz jak się znudziła to ją zostawił i już nigdy go nie zobaczy. Coraz trudniej było jej też normalnie rozmawiać z Tylerem, który nagle postanowił się nią zainteresować. Teraz siedział w salonie czekając na nią.
-Co powiesz na imprezę dziś wieczorem?
-Wiesz Tyler właściwie to...
-Tylko mi nie odmawiaj. Co się z tobą dzieje?- Chłopak wstał i złapał ją w pasie.- Gdzie się podziała moja szalona Caroline?
-Hmm... Niech pomyśle. Wypaliła się.
-Właśnie dlatego musimy znowu rozniecić ten płomień.- Posłał jej wesoły uśmiech.- No dalej.
-Okay, ale jak tylko będę chciała iść to nie będziesz mnie zatrzymywał.
-Jasne, jasne. Będę u ciebie o 19, a i ubierz się ciepło bo impreza jest w terenie.
-Tyler! Miałeś mnie odwieźć do Eleny.- Ostatnie słowa zostały zagłuszone przez dźwięk zamykanych drzwi.- Jasne. Poradzę sobie sama.

                      


                                             ~*~
Caroline przeglądała szafę w poszukiwaniu czegoś na imprezę. Była już prawie 19. Jej poczucie stylu w ciągu ostatniego tygodnia w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęło, a nie łatwo było znaleźć coś odpowiedniego. Prawie cały dzień spędziła z Eleną pisząc jakiś głupi projekt do szkoły. Na szczęście zbliża się już koniec roku. Zrezygnowana włożyła na siebie bluzkę i czarne rurki, a na wierzch zarzuciła skórzaną kurtkę. Całość dopełniła lekkim makijażem. Nie przejmowała się tym jak wygląda. Właściwie to ostatnio niczym się nie przejmowała i jak na złość nie wiedziała dlaczego tak się dzieje. Właściwie to wiedziała, ale nie chciała dopuścić do siebie świadomości, że została wykorzystana i porzucona.
-Caroline?!- Usłyszała, że Tyler wchodzi po schodkach na górę. Nie miał w zwyczaju dzwonić, ani pukać od czasu kiedy zostali parą, czyli jakoś trzech miesięcy.
-Już idę.- Wypadła z pokoju łapiąc po drodze torebkę, bo nie chciała, żeby zobaczył bałagan w pokoju, jaki powstał w czasie przeczesywania szafy.
-Ślicznie wyglądasz.- Chłopak z uśmiechem na twarzy zmierzył ją wzrokiem.
-Yyy... Dzięki.- Właściwie to nie wiedziała co odpowiadać w takiej sytuacji, bo Tyler nie prawił jej nigdy komplementów. Jeszcze bardziej dziwił ją głupkowaty uśmiech błądzący po jego twarzy.
-To co idziemy?- Caroline czuła się skrępowana tą sytuacją więc ruszyła w stronę drzwi, ale chłopak złapał ją i w jednej chwili złożył na jej ustach pocałunek. Zdziwienie Caroline mieszało się jeszcze z jedną myślą. Jak całuje Klaus? Właśnie w takiej chwili zamiast myśleć o Tylerze myślała o jakimś nieznajomym z którym prawdopodobnie się przespała, ale teraz tego nie pamięta. Co gorsze Lockwood najwyraźniej wyczuł jej zakłopotanie bo spojrzał na nią z wyrzutem i ruszył w stronę drzwi.

                          

                                         
                                               ~*~

Cała droga na imprezę minęła w niezręcznej ciszy, a zaraz po dojechaniu na miejsce rozdzieli się. Impreza odbywała się na jakiejś działce koło lasu. Kątem oka zauważyła tylko, że Tyler ruszył w kierunku bogato zastawionego barku i od razu wlewał w siebie kieliszek za kieliszkiem. Postanowiła się tym nie przejmować tylko sama zobaczyła grupkę znajomych i dołączyła do nich.

                       

                                              ~*~

-Caroline!- Dziewczyna odwróciła się w poszukiwaniu głosu, który ją woła. Tyler szedł w jej kierunku
chwiejnym krokiem. Od razu wyczuła, że nie wróży to nicdobrego, ale czekała na niego nie ruszając się z miejsca.
-Musimy porozmawiać kochanie.- Caroline skrzywiła się czując zapach alkoholu bijący od chłopaka. Nie mogła uwierzyć, że upił się aż tak bardzo w ciągu niecałej godziny od kiedy się rozstali.
-Słucham?- Posłała mu pełne napięcia spojrzenie.
-Nie tutaj.- Chłopak chwycił ją za ramie i pociągnął w stronę rosnącego kawałek dalej lasu nie zważając na jej protesty.
-Puść mnie Tyler! Potrafię iść sama!
-Dobra, dobra.- Na skraju lasu chłopak puścił ją i posłał jej gniewne spojrzenie.
-O czym chciałeś pogadać?
-Caroline co się z tobą stało? Nie potrafisz już nawet normalnie wymienić ze mną kilku zdań?! Chcę żebyś mi wyjaśniła co ci się stało kiedy cię całowałem?
-Co miało się stać? Nie rób z tego jakiejś afery. Po prostu nie miałam ochoty się z tobą całować.- Caroline spojrzała mu prosto w oczy i zobaczyła wściekłość.
-Mam nadzieję, że teraz masz.- W jednej chwili zmiażdżył jej usta w brutalnym pocałunku. Caroline próbowała się wyrwać, ale chłopak był silniejszy. Co gorsza jej ruchy blokowało jeszcze drzewo o które się opierała.
-Powiedz mi jak to się stało, że chodzimy ze sobą trzy miesiące, a do niczego między nami nie doszło.- Posłał jej rozbawione spojrzenie.
-Zostaw mnie Tyler! Ostrzegam cię...- Chłopak zaczął się śmiać.
-Co? Co ty mi możesz zrobić. Poskarżysz się mamie policjantce? Nie bądź śmieszna. Nie obchodzi ją co się z tobą dzieje. Nikogo nie obchodzisz!- Caroline przeraziły jego słowa, ale zaraz potem Tyler znowu zaczął ją całować. Później wszystko wydarzyło się szybko. Tyler został od niej brutalnie oderwany i w niewyjaśniony sposób rzucony w pobliskie drzewo, a sama stała teraz w czyiś objęciach. Zaczęła się wyrywać ale na nic się to nie zdało.
-Caroline! Poparz na mnie!- Dziewczyna podniosła mokre od łez oczy i zobaczyła Klausa patrzącego na nią z troską. Wciągnęła głęboko powietrze i oparła się o jego pierś.
-Nic ci nie jest?- Odsunął ją na długość ramion by lepiej jej się przyjrzeć.
-Nie. Wszystko okay.- Zdziwiła się słysząc zupełnie jej obcy, roztrzęsiony głos.
-Tak. Jasne. Przecież widzę, że się trzęsiesz. Zabiorę cię do domu.
-Na prawdę nie trzeba. Słuchaj. To mój chłopak. On po prostu za dużo wypił.On...
-Caroline! Czy ty słyszysz samą siebie. Nie widziałaś co on próbował ci zrobić?
-Ja...- Caroline dała za wygraną. Nie miała siły wytłumaczać Tylera. Była zakłopotana całą sytuacją, ale poszła za Klausem w stronę auta nie oglądając się za leżącym przy drzewie chłopakiem.

                         

                                                          ~*~

-Czujesz się już lepiej?- Klaus usiadł koło niej na sofie. Byli w jego rezydencji, bo nie chciał zawozić ją do domu gdzie była jej matka. Początkowo dziewczyna trochę protestowała, ale dała się przekonać argumentom.
-Tak. Jakoś bym sobie sama poradziła, ale dziękuję za pomoc.
-Nie sądzę.- Posłał jej wątpiące spojrzenie.
-Doprawdy?- Zadarła brodę i popatrzyła na niego wojowniczo. Tym razem Klausowi nie udało się powstrzymać śmiechu, który rozlał się po pokoju. Caroline uspokoiła się słysząc to.
-Ładnie mieszkasz.- Dopiero teraz Caroline zwróciła uwagę na miejsce w którym się znajdowała. Cały dom był urządzony w trochę starodawnym stylu, ale jasne kolory rozświetlały i rozweselały wnętrze.
-Dziękuję.
-Powiesz mi skąd się tam wziąłeś?
-A co jestem za stary na takie imprezy?
-Proszę cię Klaus. Nie żartuj sobie. Po prostu mi powiedz.- Powiedziała to jak jej się zdawało tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Oj Caroline. Czy ty zawsze musisz wszystko wiedzieć? Po prostu byłem w pobliżu i dzięki temu ci pomogłem.
-Masz rację. Przepraszam.- Uśmiechnęła się do niego.- Chyba powinnam już iść.- Dziewczyna zerwała się w chwili kiedy zrobił to Klaus i wpadła na niego. Oszołomiona spojrzała mu w oczy. Stali tak przez chwilę, a Caroline nie wiedziała co się dzieje wokoło. Jak zaczarowana patrzyła w jego twarz, gdy położył dłonie na jej szyi i pocałował ją. Caroline bez wahania oddała pocałunek. Z początku powolny pocałunek, stawał się coraz bardziej namiętny. Caroline była pewna, że gdyby Klaus nie trzymał ją tak mocno osunęła by się na ziemię. Gdy wreszcie się od niej oderwał, dziewczyna nie mówiąc nic ruszyła szybko w stronę drzwi nie mając pojęcia co innego zrobić.

                      
____________________________________
Cześć kochani!
Strasznie długo mnie nie było, bo prawie miesiąc, ale no cóż z natury jestem leniwa. Poza tym trochę się działo w szkole i życiu no i nie miałam czasu.
Dziś postanowiłam dodać rozdział no bo w końcu Mikołajki :D
Może trochę dużo Tylera i Caroline, których nie lubię jako pary, ale potem Klaus i Caroline.
Planowałam ich pierwszy pocałunek trochę później, ale w końcu Mikołaj XD
Szczerze mówiąc to nie wiem kiedy dodam nowy rozdział. Pewnie za 2 tygodnie :D
Komentujcie czy wam się podoba :D ~ Annabelle

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział II

Caroline przewracała się z boku na bok, ból głowy coraz bardziej dawał się we znaki. Zrezygnowana zwlekła się z łóżka i udała do łazienki. W głowie miała pustkę, nie miała pojęcia co działo się wczoraj wieczorem po wyjściu Eleny. Wzięła zimny prysznic i ubrała się w krótkie spodenki i bluzkę, po czym zeszła do kuchni.
-Co do cholery?- Na stole stało przygotowane śniadanie, składające się z rogalików, soku i innych składników. W pierwszej chwili przyszło jej do głowy, że to mama doznała nagle olśnienia i postanowiła wynagrodzić jej lata kiedy w ogóle się nią nie interesowała, ale to było niemożliwe, bo pani Forbes miała wrócić z nocnej zmiany dopiero koło południa. Blondynka podeszła do stołu i zaczęła uważnie przyglądać się wszystkiemu co na nim stało. Koło wazonu z kwiatami zauważyła kopertę, po którą bez namysłu sięgnęła.
Caroline! 
Byłem zmuszony wyjść wcześniej. Przepraszam, że nie zaczekałem, aż się obudzisz, ale niestety mam różne obowiązki. Mam nadzieję, że będzie Ci smakowało śniadanie. Zostawiłem Ci też aspirynę, bo zakładam, że się przyda. Powodzenia w leczeniu kaca. Skontaktuję się z Tobą w najbliższym czasie.
                                                                                           Klaus
-Caroline w co ty się wpakowałaś?- Dziewczyna usiadła przy stole i zakryła twarz rękami, próbując sobie przypomnieć co zdarzyło się wczoraj. Wiedziała tylko, że Elena przyprowadziła do niej tego Klausa. Później pochłaniała kieliszek za kieliszkiem i film jej się urwał. Przez jej głowę przechodziło pełno scenariuszy z wczorajszej nocy. Sama nie wiedziała, czy chce na prawdę wiedzieć co się wydarzyło. Cholera. Przecież ona wiedziała co się wydarzyło. Upiła się, nie wiedziała co robi, a ten dupek postanowił wykorzystać sytuacje. Jasne. Jak zwykle musiała się w coś wpakować. Teraz marzyła już tylko o jednym, żeby już nigdy nie spotkać tego gościa.

                   

                                             ~*~

Davina siedziała na łóżku studiując księgi. Mimo, że miała do dyspozycji wszystko czego potrzebowała, wciąż nie potrafiła dostatecznie kontrolować swojej magii, co coraz bardziej ją wkurzało. 
-Nie martw się. Czuję, że już niedługo ci się uda.
-Elijah!- Davina podbiegła do niego i zarzuciła mu ręce na szyje.- Dlaczego tak długo mnie nie odwiedzałeś?- Młoda wiedźma zrobiła urażoną minę. Razem szli przez pokój w stronę masywnego stołu i ciemnego drewna, stojącego pod oknem.
-Raczej nie muszę opowiadać ci gdzie byłem, bo wiem, że śledziłaś moje ruchy.- Posłała mu przepraszające spojrzenie.
-Muszę ćwiczyć. 
-Nic nie szkodzi. Mam coś dla ciebie.
-Tylko nie mów mi, że to kolejne księgi. Mam już ich dość.- Wampir rzucił okiem w stronę porozrzucanych ksiąg.
-Tym razem nie. To coś innego.- Wyciągnął z kieszeni marynarki smukłe, granatowe pudełeczko. Davina chwyciła je zadowolona. Wewnątrz była srebrna bransoletka wysadzana małymi diamencikami.
-Masz gust.- Posłała mu wesołe spojrzenie.- Teraz powiedz czego potrzebujesz.
-Czy muszę mieć jakiś powód, żeby odwiedzić moją ulubioną czarownicę?- Posłał jej rozbawione spojrzenie. Nie czuł się tak dobrze w niczyim towarzystwie. No może poza Hayley, ale to była inna sytuacja. Davina była dla niego jak córka. Nie wiedział, dlaczego tak się działo, ale nie przeszkadzało mu to. Zwłaszcza, że sam nie mógł mieć dzieci. 
-Nie widziałam cię odkąd Klaus wyjechał z Nowego Orleanu. Coś musiało cię tu sprowadzić. Co tam u ciebie i u Hayley? Jak ona się czuje?
-U nas wszystko dobrze kochanie. Hayley... no cóż... Wiesz, że dużo przeżyła, ale teraz jest już lepiej. Stara się zapomnieć.
-A ty oczywiście jej w tym pomagasz?- Posłała mu rozbawione spojrzenie.
-Staram się. Co z Klausem?
-To co zwykle. Klaus raczej nigdy się nie zmieni, a jeśli jakimś cudem to się stanie, to będę naprawdę zaskoczona. Elijah?
-Słucham?
-Czy jeśli to wszystko się wreszcie skończy będę mogła mieszkać z tobą i Hayley?- W jej głosie słychać było błaganie. 
-Przecież wiesz Davino, że w naszym domu zawsze jest dla ciebie miejsce. Wszystko zależy od Klausa. Jeśli nie będzie chciał się zgodzić, postaram się go przekonać.- Pierwotny wiedział, że to nie będzie łatwe. Klaus nienawidził kiedy coś mu się zabierało. Elijah zdążył się już o tym przekonać na własnej skórze, kiedy związał się z Hayley. Mimo to nie żałował, ponieważ była to najlepsza decyzja jaką podjął w życiu.- Mogłabyś mi powiedzieć po co Klaus tu przyjechał.
-Chodzi o doppelgangera Petrovej.- Na to nazwisko rysy Elijaha stwardniały. Katerina przysporzyła jego rodzinie, już wielu problemów i wiedział, że nie wróży to nic dobrego.
-Czego mój brat od niej chce?
-Wiem tylko tyle, że Katherine mu coś ukradła. Więcej nie chciał mi powiedzieć.
-Nie szkodzi. Dziękuję ci Davino.

                                             
       
                                                                  ~*~
-Eleno! Czy uraczysz mnie wreszcie i odbierzesz?! Zostawiłam ci już chyba z 10 wiadomości. Jak tak dalej pójdzie zapcham ci całą skrzynkę. Jeśli nie odbierzesz osobiście przyjadę do twojego domu i wypruję ci flaki!- Caroline rzuciła telefon na fotel i zaklnęła, ale od razu pożałowała swojego wybuchu. Zalała ją kolejna fala bólu głowy. Położyła się na sofie i włączyła telewizor. Była naprawdę przerażona tym co mogło się wczoraj zdarzyć, a Elena była jedyną osobą, która być może coś wiedziała. No może poza tym Klausem, ale o nim wolała nie myśleć. Dziesięć minut później w pokoju rozległ się dźwięk oznaczający smsa. Caroline rzuciła się w stronę komórki.
Od: Elena
Spotkajmy się za pół godziny w Grillu.

                                

                                                    ~*~
-Powiesz mi dlaczego nie odbierałaś?- Caroline rzuciła torebkę na krzesło i utkwiła w przyjaciółce wyczekujące spojrzenie.
-Przepraszam Caroline. To nie tak, że cię unikałam, tylko po prostu mam strasznego kaca. Wstałam dopiero godzinę temu. Dlaczego się tak do mnie dobijałaś i groziłaś mi wypruciem flaków? Myślałam, że Damon ni da mi spokoju, jak to usłyszał. Postanowił mnie troche powkurzać i ponabijać się ze mnie. 
-Jesteś jedyną osobą która może mi powiedzieć co się wczoraj wydarzyło.
-Jak to co? Upiłyśmy się i wiem, że poznałam cię z jakimś przystojniakiem, ale niestety nic więcej nie mogę ci powiedzieć. Wyszłam.- Caroline przez chwilę liczyła, że Elena pomoże jej rozwiązać tą zagadkę, ale najwyraźniej się myliła. Jej przyjaciółka nie miała pojęcia co się stało. 
-Świetnie. Już chyba gorzej być nie może.- Caroline od razu pożałowała swoich słów, gdy zobaczyła spojrzenie Eleny.
-Nie była bym tego taka pewna. Przyszedł nasz nieznajomy.- Caroline odwróciła się gwałtownie. Do Grilla właśnie wchodził Klaus, tym razem bez obstawy, a gdy je zobaczył skierował sie w ich stronę.
-Witam panie.- Caroline przeszedł dreszcz na dźwięk jego głosu. 
-Nie masz co robić, czy nas śledzisz?- Caroline posłała mu wściekłe spojrzenie, bo nie mogła się zmusić, żeby powiedzieć coś miłego.
-Widzę, że masz dziś zły humor. Jak śniadanie?- Uśmiechnął się do niej niewinnie, podczas gdy Elena z zaiteresowaniem przyglądała się tej wymianie zdań.
-Wolałam nie próbować. Kto wie czego tam dosypałeś.- Śmiech Klausa rozlał się po całej sali. 
-Zaczynam cię coraz bardziej lubić Caroline. 
-Dziwne. Ja mam zupełnie na odwrót.- Posłała mu sztuczny uśmiech. Pierwotny rzeczywiście coraz bardziej lubił tą zadziorną blondynkę. Było w niej coś co każdego przyciągało i ten błysk w oku kiedy była zła.
-No cóż, jeszcze się do mnie przekonasz. Zobaczysz.  
-Nie bądź tego taki pewny.
-Do zobaczenia wkrótce kochanie.- To słowo jeszcze bardziej rozgniewało Caroline. Rzuciła mu wściekłe spojrzenie, ale nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo Klaus odszedł.

                         

                                                           ~*~
-Elijah. Czemu zawdzięczam twoją wizytę?- Klaus wszedł do salonu i zdziwił się widząc brata popijającego burbona.
-Ktoś musi cię pilnować. Przecież wiesz, że beze mnie zawsze wpadasz w jakieś kłopoty.
-Jak Hayley?- Klaus nie chciał dopuścić do swojej świadomości faktu, że tak naprawdę martwił się o tą dziewczynę.
-Już lepiej, stara się zapomnieć. Powiesz mi bracie co planujesz?- Klaus uśmiechnął się do niego i podszedł do barku.
-Dowiesz się w swoim czasie. Nie martw się Elijah. Poradzę sobie bez twojej pomocy. Możesz wracać do ukochanej.
-Wiesz, że nie mogę. Gdzie Rebekah?- Klaus zastygł na dźwięk imienia siostry. Powoli odwrócił się do Elijaha.
-Dlaczego wszystko cię tak interesuje? Jesteś naprawdę bardzo wkurzający.
-Przede wszystkim jestem twoim starszym bratem.

                         

_________________________________________________
Hej kochani! :D
Oddaje do Waszej dyspozycji 2 rozdział.
Podoba się? Mam nadzieję, że tak bo starałam się.
Strasznie się cieszę, że komentujecie. Oby tak dalej. 
Zapraszam na mojego pierwszego bloga -----> KLIK
Nn dodam za tydzień. :D
Komentujcie i obserwujcie bloga :D
Pozdrawiam ~ Annabelle