niedziela, 16 marca 2014

Rozdział VIII ~I'm the original hybrid. You can't kill me.~

Wszystkie miejsca w których mogłaby być Caroline, zostały już dokładnie przeszukane przez Klausa. Wiedział, że teraz został mu tylko pensjonat Salvatorów, a tam nie miał najmniejszej ochoty zaglądać. Było jeszcze na to za wcześnie. W swoim planie nie przewidywał ujawniania się przed nimi,  nie wcielając w życie swojego planu mającego na celu badaniu specyfiki sobowtórów. Myślał, że wszytko pójdzie łatwo. Miał przeprowadzić tylko kilka eksperymentów, a potem wrócić spokojnie do Nowego Orleanu. Nie przewidział, jednak, że w jego życiu pojawi się ktoś taki jak Caroline. Pełna życia, bystra, czasami nawet impulsywna. Pod tym względem przypominała mu jego samego, chociaż nie wiedział skąd się bierze to przekonanie. Wszystko było by dobrze, gdyby nie Joseph. Dali mu spokój na tak długo. Przez niemal 1000 lat, żył spokojnie i szukał rozwiązania swojego problemu, a kiedy był już tego tak bliski, to sobie o  nim przypomnieli. W duchu, był nawet na siebie trochę zły, że nie starał się bardziej, ale z drugiej strony, wpadł dopiero niedawno na sobowtóry Tati. Teraz nie pozostało mu nic innego jak tylko czekać na następne kroki Josepha.
Pierwotny stanął przed starym budynkiem pensjonatu. Wiedział, że nie będzie miał problemu z wejściem do środka, jako, że Damon był wampirem. Szybkim krokiem przemierzał kolejne pomieszczenia, aż wreszcie ją znalazł. Caroline leżała na łóżku w jednym z pokoi głęboko oddychając. Wyglądała jakby była nieprzytomna, ale po chwili, ku jego zdumieniu otworzyła oczy jakby wyczuła, że ktoś ją obserwuje. Pomieszczenie wypełnił przeraźliwy krzyk dziewczyny, kiedy wystraszona starała się jak najbardziej oddalić od Pierwotnego. W jednej chwili Klaus znalazł się przy niej, nie wiedząc do końca co powinien zrobić w tej sytuacji. Reakcja dziewczyny zupełnie zbiła go z tropu.
-Caroline?- Popatrzył niepewnie na wystraszoną blondynkę. W jej oczach malowała się nienawiść i przerażenie.
-Zostaw mnie w spokoju demonie!- Demonie? Hybryda nie miała pojęcia o co chodzi, ale po Josephie mógł się spodziewać wszystkiego. Chciał coś robić, powiedzieć, ale do pokoju wpadł Damon, a za nim wystraszona Elena. Wampir zatrzymał się w pół kroku, oceniając sytuacje. Krzyki Caroline na pewno go zaniepokoiły. Czujnym wzrokiem przyglądał się przybyszowi, marszcząc brwi.
-Nie wiem kim jesteś, ale lepiej, żeby zaraz cię tu nie było. Zjeżdżaj.- Mimo wszystko Klausa szczerze rozbawiła ta sytuacja. Biedny, nieświadomy Damon nie miał pojęcia z kim zadarł. Gdyby nie obcość Caroline, już dawno nauczył by go pokory.
-Przepraszam, że wpadłem tak bez zapowiedzi. Klaus Mikaelson. Zdaje mi się, że już się wcześniej poznaliśmy.- Skierował wzrok na Elenę i uśmiechnął się uprzejmie.
-Nie obchodzi mnie kim jesteś, ale czego tu szukasz.
-Musiałem sprawdzić czy z Caroline wszystko w porządku.- Mówiąc to zwrócił spojrzenie swoich błękitnych oczu na blondynkę.- Co ci się stało Caroline?- Dziewczyna wyglądała jakby ktoś właśnie wymierzył jej cios w policzek. Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.
-Żartujesz sobie ze mnie?! To wszytko przez ciebie! Co ty mi zrobiłeś potworze?!- Na twarzy Klausa odmalowało się szczere zdziwienie. Nie do końca mógł zrozumieć o co jej chodzi, zwłaszcza, że z relacji Josepha wynikało, że skrzywdził dziewczynę w inny sposób. Nie zwracając uwagi na stojących w drzwiach Damona i Elenę, podszedł powoli do dziewczyny i popatrzył na nią błagalnym wzrokiem.
-Nigdy bym cię nie skrzywdził Caroline. To nie byłem ja.
-Kłamiesz!- Caroline nie mogła się opanować. Jej ciałem zaczynał wstrząsać szloch.- Przez ciebie teraz zamieniam się w to coś!
-W to coś?
-W wampira! Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi. Ty mi to zrobiłeś. Ja nie chcę, nie chcę!- Dziewczyna rozpłakała się na dobre. Klaus bardziej niż kiedykolwiek chciał wziąć ją teraz w ramiona, żeby mogła się wypłakać. Podszedł jeszcze bliżej i przysiadł ostrożnie na jej łóżku. Caroline gwałtownie wciągnęła powietrze i starała się odsunąć, ale za jej plecami wyrosła ściana. Wtedy wszystko wydarzyło się szybko. Damon ruszył nie niego w wampirzym tempie z wyrazem wściekłości na twarzy. Towarzyszył temu krzyk przerażonych dziewczyn. Klaus niczego się nie spodziewał, ale w ostatniej chwili udało mu się odeprzeć atak. Chwycił Damona za koszulę i cisnął nim o przeciwległą ścianę. Rozległ się dźwięk przypominający łamanie kości. Elena podbiegła do ukochanego i próbowała pomóc mu wstać. Podnosząc się na rękach z ziemi i kaszląc, Damon spojrzał z niedowierzaniem na Klausa.
-Kim ty do cholery jesteś?- Na twarz nieznajomego wstąpił szyderczy uśmiech, a zaraz potem podszedł do niego i rzucił mu lekceważące spojrzenie.
-Jestem pierwotną hybrydą. Nie da się mnie zabić.- Po tych słowach, ostatni raz odwrócił się do Caroline posyłając jej przepraszające spojrzenie i zniknął tak nagle jak się pojawił.    


                                            
                                                                          ~*~
Joseph odłożył telefon na biurko i wygodnie rozparł się w fotelu. Wszystko szło zaskakujące dobrze, ale właśnie tego się spodziewał. Rodzina, była zawsze największą słabością Klausa i on doskonale to wiedział. Nie miał tylko pewności, ile znaczy dla niego ta dziewczyna. Na szczęście udało się. Teraz mógł sobie tylko pogratulować sprytu i pomysłowości. Był z siebie niezwykle zadowolony, zwłaszcza, że spełnił życzenie pradziadka. Teraz mógł powoli wdrażać w życie swój plan. Podniósł z blatu szklankę wypełnioną bursztynowym płynem i wlał go w siebie jednym haustem, a potem skierował wzrok na drzwi.-Zapraszam do środka. Nie musisz stać pod drzwiami.- Do pomieszczenia wszedł Jerry rozglądając się pilnie w około.-Nie martw się. Wujka Klausa to nie ma. Jest zbyt zajęty tą blond lalunią o której mi mówiłeś. Swoją drogą nie spodziewałem się po tobie takiego sprytu. Myślałem, że jesteś większym idiotą.- Joseph przyglądał mu się. Bawiło go zakłopotanie tej głupiej hybrydy, a jednocześnie nie dziwił się temu. Zawsze potrafił budzić respekt i wolał sądzić, że osiągnął to samemu, a nie dzięki uderzającemu podobieństwu do otoczonego złą sławą Pierwotnego.-Czy teraz możecie mi już dać spokój?- Joseph popatrzył na niego udając zamyślenie, a potem wstał i stanął tuż przed nim.-Jerry, Jerry, Jerry.- Położył rękę na jego ramieniu w przyjacielskim geście.- To tak nie działa. Wierz mi przyjacielu. Gdybym mógł, nie plątał bym cię w to, ale niestety to nie zależy ode mnie. Są inni, wyżej postawieni, którzy o tym decydują. Przykro mi.- Hybryda patrzyła na niego ogłupiałym wyrazem twarzy, jakby się tego w ogóle nie spodziewał. Potem tylko skinął głową, odwrócił się i wyszedł.   
                                                                                                                        
   
                            
__________________________________________________________
Hej kochani! :D Dodaje nowy rozdział, jak dla mnie za słaby i za krótki, ale nie wiedziałam już co więcej napisać. Wiem jak ma się rozkręcić akcja, ale miałam dość długą przerwę (znowu) za co Was (znowu) przepraszam, no i musze złapać wenę :)Postaram się pisać lepsze notki, bo nie lubię wstawiać czegoś takiego. Pozdrawiam Was serdecznie i jeszcze na koniec chciałabym Wam polecić tego bloga o Klaroline ---> KLIK